Streszczenia i opracowania lektur szkolnych klp klp.pl
Rok Pański 1667:

Rok 1667 jest szczególny w biografii Paska – wtedy pisarz żeni się i osiada na wsi. W swoim pamiętniku opowiada o tym, jak to stręczono mu dwie kandydatki na żonę. Wojewoda rawski, pan Lipski, chciał go żenić z Radoszowską, zaś Śladkowski, wtedy chorąży rawski, a później kasztelan sochaczewski, „gwałtem go ciągnął do panny Śladkowskiej, dziedziczki i jedynaczki, która miała wieś Bożą Wolą nazwaną w ziemi sochaczewskiej, bez najmniejszego długu […]”. Obaj prześcigali się też w wymyślaniu pomówień dotyczących konkurencyjnej kandydatki (i tak Radoszowska miała matkę „swawolną występnicę”, a Śladkowska jest „zła jako jaszczurka i bez mała nie podpija”). Wszystko to sprawiło, że Pasek przeżywał rozterkę, nie wiedząc, którą z pań powinien wybrać. Sam mówi:
„bardziej mi się serce chwytało Śladkowskiej, bo tam o jej wiosce powiedali, że nie tylko pszenica, ale i cybula w polu na kożdym zagonie, gdzie ją wsiejesz, urodzi się, a mnie też bardziej apetyt pociągał ad pinguem glaebam [do tłustej roli] niżeli do gołych piniędzy”.


Decyzja jednak odwlekła się na dłuższy czas i wtedy – jak pisze Pasek
„pan Jędrzej Remiszowski, mając za sobą Paskówkę, siostrę moją stryjeczną, jako zwyczajnie swój swojemu, począł mi raić rodzoną swoję, Remiszowską z domu, Stanisława Remiszowskiego córkę, i namawiał mię, żeby jechać w Krakowskie, poznać się tantummodo [tylko], a potym dopieroż, jeżeli się będzie zdała ta okazyja, dopiero o dalszych terminach consulere [radzić]”
Przebiegły Pasek stwierdził, że to być może niezła okazja, przypatrzy się wdowie, a jeśli nie będzie mu odpowiadała, to wróci do panny Śladkowskiej, której pewnie przed nim „nicht nie weźmie”.

I w ten sposób, przypadkowo zupełnie, ożenił się Pasek z Anną z Remiszowskich Łącką, wdową z sześciorgiem dzieci. Zdecydował o tym już w czasie pierwszego pobytu w jej dworku w Olszówce. Wystarczyło, że zatańczył z nią i już mu się spodobała, „z młodu bywała gładka, mnie się też natenczas widział młoda” – pisze. Zdawało mu się, że „nie ma nad 30 lat”, a jak „potym doszedł” miała lat 46, kiedy wychodziła za niego za mąż. Ucieszył się też, widząc jej dwuletnią córeczkę i pomyślał, że może i on będzie szczęśliwie obdarzony potomstwem („miałem nadzieję, że też jeszcze i dla mnie P. Bóg da jakie chłopczysko”). Niestety, pragnienie pisarza nie miało się nigdy ziścić, dlatego że – jak wyjaśniała krążąca pogłoska – jego żonie „uczyniono” i za sprawą tych złych czarów nie mogła mieć dzieci. Sam pisarz zresztą potwierdza tę koncepcję, mówi, że „znajdowaliśmy w łóżku rożne rzeczy i ja sam znalazłem spróchniałych sztuk kilka z trumny”.

Tak więc już pierwszego dnia doszło do ostatecznych ustaleń. Pasek zaczął mówić coś o terminie ślubu, na co wdowa, że ten może odbyć się „choćby i jutro, gdyby nie piątek”. Mężczyzna dziękuje, ale prosi o dwa tygodnie, aby pojechać do rodziców, krewnych, słyszy jednak stanowczą odpowiedź: „Żadnym sposobem”. Wdowę popiera brat, który również twierdzi, że nie ma potrzeby odwlekać uroczystości zaślubin. Śladkowscy, którzy dowiadują się o planowanym ślubie, próbują do niego nie dopuścić. W końcu jednak Pasek żeni się: „Poszliśmy tedy do ołtarza, zagrano Veni Creator; wzięliśmy potym szlub”.

W końcowym fragmencie pisarz wspomina jeszcze, jakim wykazał się honorem i hojnością, nie chcąc, aby żona zapisała mu swój majątek.

Rok Pański 1669:

Pasek opowiada tu epizod już z czasów, kiedy mieszkał w majątku żony w Krakowskiem. Pewnego dnia przyjechali do niego w odwiedziny krewni żony. Pisarz ucieszył się, ale na jednego z nich – Kordowskiego było mu „wielce gniewno”, gdyż ten przymawiał nieustannie Mazurom,
jak się ślepo rodzą, jako ciemną gwiazdę mają, et varia
(et varia oznacza ‘i inne różności’ i stanowi przykład wtrącania w tekst polski słów łacińskich, czyli makaronizowania). Pasek określa go jako wielkiego pijaka i coraz bardziej zdenerwowany widzi, że wszystkim się te jego żarty podobają:
Oni się tym srodze delektowali i przyświadczali mu, też chcąc mię skonfundować, i na to go umyślnie zaciągnęli
Widząc aprobatę wśród zebranych, kawalarz poczynał sobie dalej: kiedy wniesiono na stół główkę cielęcą, stwierdził, że to „mazowiecki papież”, a cielęcinę zapiekaną w cieście nazwał „mazowieckimi komunikantami”. Gospodarz najpierw zastrzegł się, że nie ma tu Mazurów, ale lepiej ich przed nocą nie wspominać, dyskretnie próbował wyjaśnić, że sam nie jest Mazurem, ale tylko sąsiadem Mazowszan.

Po wieczerzy zaczęły się tańce, a Kordowski wtedy zaśpiewał:
Mazurowie nasi po jaglanej kaszy
Słone wąsy mają, w piwie je maczają.

Kilkakrotnie powtarzana przyśpiewka już na dobre rozzłościła pamiętnikarza. W gniewie chwyta niewielkiego wzrostem krewniaka żony, bierze go na ręce „jako dzieci noszą” i idzie w stronę Kordowskiego. Mijając go, z całej siły rzucił w niego niesionym Żeleckim. Kordowski, choć „srogi chłop jako dąb”, pada na wznak, a że pod ścianą stała ława, rozbił sobie głowę i zemdlał. Ów Żelecki również nie mógł wstać, tak duża była siła uderzenia. Ci, którzy byli jeszcze w stanie (towarzystwo popiło już sobie dobrze i spało po kątach) chwycili za szable, kobiety krzykiem próbowały ich powstrzymać. Kiedy wreszcie dali sobie spokój, trzeba było wezwać lekarza do opatrzenia rozciętej głowy.

Później awanturnicy poszli spać, a gospodarz pił jeszcze „z fantazją” ze swoją czeladzią. Alkohol sprawił, że teraz oni nabrali ochoty do żartów i z pachołkami gości
cuda robili, w nos im papier zapalali, wąsy im różnemi rzeczami smarowali
Na drugi dzień obie strony konfliktu przepraszały się nawzajem, co więcej, tak skłonni jeszcze wczoraj do wyszydzania gospodarza goście
wstydzili się potym tego, bo się to rozgłosiło między samsiadami, ale nie wiedzieli, co z tym czynić i mnie już lepiej szanowali.


Rok Pański 1680:

Pisarz mieszka na wsi, w Olszówce, zajmując się sprawami gospodarskimi związanymi z nadejściem wiosny. I wtedy król Jan III Sobieski przysyła do niego pana Straszewskiego, swojego sługę, z listem, w którym prosi o darowanie wydry hodowanej przez Paska. Pamiętnikarz tak był do niej przywiązany, że nawet nie wyobrażał sobie rozstania ze zwierzęciem. Okazało się, że owa wydra, nazywana Robakiem, sławna była na całe województwo krakowskie (a później i na całą Polskę) i że skomplikowaną drogą ustalono nazwisko jej właściciela. Król na to miał stwierdzić:
„Mnie pan Pasek dawno znajomy; wiem, że mi nie odmówi”
Zadowolony szlachcic, wysłuchawszy relacji posłańca, komentuje tę sytuację następująco:
„Ale mi było tak miło, jakby mię ostrym grzebłem po gołej skórze drapał”.

Niemniej jednak nie chciał tak łatwo pozbyć się ulubionego zwierzęcia. Zażartował najpierw i posłał po Żyda-handlarza, aby ten przyniósł mu rękaw uszyty z futra wydry. Straszewski twierdzi jednak, że króla interesuje tylko żywa wydra. Wyszli więc na łąki (napiwszy się wcześniej wódki) i Pasek zaczął wołać ją po przezwisku. Opowiada:
wyszła mokra z trzciny, poczęła się koło mnie łasić, a potym i poszła z nami do izby
Później prezentował inne jeszcze zdolności zwierzęcia: na rozkaz właściciela wydra łowiła dla gości ryby, opowiadał, że sypia z nim w pościeli,
a była tak chędożna, że nie tylko w pościeli źle nie uczyniła, ale pod łóżkiem nic, ale poszła do jednego miejsca, gdzie jej stawiano skrupkę; to tam dopiero odprawiła swój wczas,
pełniła ponadto rolę stróża w domu, zwłaszcza wtedy, gdy gospodarz był pijany. Pasek wytresował ją niczym psa, tak, że wydra reagowała na różne komendy.

Widać w tym fragmencie Pamiętników duże przywiązanie autora do zwierząt, bowiem dalej opisuje również „zwierzyniec ptaszy”, który miał zbudowany, a w nim wszelkiego rodzaju ptactwo, które właśnie wylęgało się w gniazdach. Pasek znów chwali się:
Straszewski […] widział wszystko, że mię ptastwo słucha; widział, że się na gnieździe daje pogłaskać; widział kuropatwy, tam wylężone i stadami swoje potomstwo wodzące, na zawołanie tak jako kurczęta do sypania ziaren idące.

Posłaniec wrócił do króla, by zdać mu relację z tego, co widział. Król uparcie trwając przy swoim kaprysie posiadania niezwykłej wydry, postanowił nawet przekupić Paska, ofiarowując mu dwa tureckie konie. Ten jednak koni nie przyjął, choć wydrę oddał „na nową służbę”. Zwierzę tak tęskniło za dawnym właścicielem już w drodze, że je „przywiedli królowi jako sowę odętą”. Wydra nie dawała się nikomu pogłaskać, kąsała, pozwoliła na to dopiero królowi. Nie posłuchano się jednak Paskowej instrukcji, jak postępować ze zwierzęciem i źle wydrę uwiązano. Przyzwyczajone do swobody zwierzę uciekło z pałacu i
ścieżkami tam gdzieś, wyszedszy, błąkało się nie wiedząc, gdzie się obrócić. Skoro rano, potkał ją dragan; nie wiedząc, czy to chowane, czy dzikie, uderzył berdyszem, zabił.
W pałacu rankiem rozpoczęły się poszukiwania, rozesłano po mieście informacje o wydrze. Dragon zdążył sprzedać już skórę wydry Żydowi i obu wkrótce zatrzymano. Król chciał obu rozstrzelać, przekonano go jednak do złagodzenia kary. Pasek tak kończy relację z tego wydarzenia: I tak one srogie pociechy obróciły się w wielki smutek, bo król przez cały dzień i nie jadł, i nie gadał z nikim, wszystek dwór jak powarzony. Tak ci i mnie zbawili tak kochanego zwierzęcia, i sami się nie nacieszyli, jeszcze sobie turbacyjej przyczynili.



Polecasz ten artykuł?TAK NIEUdostępnij






  Dowiedz się więcej
1  Streszczenie całości
2  Język Pamiętników Paska
3  Portret szlachcica w Pamiętnikach Paska